10.07.2019

JO MALONE, DIOR, JIMMY CHOO

JO MALONE, DIOR, JIMMY CHOO

W ciągu ostatnich miesięcy, jako szczęśliwa żona mojego kochanego męża, czerpałam przyjemność ze spełniania swoich urodowych marzeń. Czas przygotowań do wspólnego życia stanowczo wykluczał skupianie się tylko na sobie, a teraz mam nareszcie więcej wolnego czasu i mogę go wykorzystywać jak tylko chcę, więc na zakupy kosmetyczne zawsze chętnie się wybieram i zawsze muszę coś kupić, chociaż jedną rzecz!

Przybliżę Wam dzisiaj brytyjską markę kosmetyków Jo Malone, o której pierwszy raz usłyszałam dawno temu. Zauważyłam jednak ponownie Jo Malone na filmie ze ślubu pewnej blogerki, losowy film podczas szukania inspiracji weselnych jeszcze w zeszłym roku. Eleganckie, proste logo od razu zwróciło moją uwagę, w głowie przypomniałam sobie, że to właśnie ta marka, której produkty bardzo mi się podobały. W filmie, który obejrzałam to właśnie świece Jo Malone były częścią dekoracji, świece aromatyczne, eleganckie - potrafiłam sobie wyobrazić jak pięknie musiało tam pachnieć! Wracając jednak do perfum, czyli według mnie najpopularniejszego produktu tej marki - każda buteleczka jest na swój sposób wyjątkowa, zapachy są wedle mojego odczucia "pojedyncze", więc warto łączyć ze sobą kilka różnych. Chociaż wiem, że podczas jednych zakupów wąchanie każdej buteleczki nie jest dobrym pomysłem, nie mogłam się oprzeć. Najbliższa mi drogeria zajmująca się sprzedażą produktów tej firmy znajduje się w Krakowie, więc w ciągu jednego dnia chciałam poznać wszystkie zapachy i wybrać najlepszy dla siebie. Buteleczki tej samej pojemności wyglądają tak samo, mają ujednolicone logo, czcionki i jedynie napis pozwala rozróżnić co znajduje się w środku. Jest to celowy zabieg, który zmusza klienta do kupowania nosem, a nie oczami - nie znajdziecie wśród produktów tej marki krzykliwych wzorów czy specyficznych flakonów w każdym kształcie.

Po dłuższym zastanowieniu wybrałam delikatny, choć jak dla mnie specyficzny kwiatowy zapach. Przed zakupem perfum Jo Malone stawiałam na piwonie, róże czy inne różowe zapachy, które są moimi ulubionymi, więc i w tym przypadku, dodatkowo metodą eliminacji, wybrałam właśnie Peony & Blush Suede. Jest to woda kolońska, trwałością i rodzajem plasująca się pomiędzy wodą perfumowaną, a wodą toaletową. Zapach jest trwały, szczególnie na ubraniach, ale to akurat cecha większości perfum. Co cechą większości nie jest to fakt, że nie rozwija się w całkiem inny zapach, a jedynie wyczuć można większą głębię. Ciężko to opisać słowami, więc zachęcam do przetestowania produktów tej marki - to zapachy jak dla mnie nieporównywalne z innymi, popularnymi perfumami. Każdy zakup nowego zapachu staram się zakończyć wyborem idealnego produktu - w moim przypadku, nie jestem w stanie zmieniać perfum w zależności od mojego nastroju czy pogody. Ja się zakochuję w jakimś zapachu i używam go namiętnie, a gdy się skończy to kupuję jeszcze raz to samo, bo gdy kupuję coś nowego, do "starego" zapachu już nie jestem w stanie wrócić. Konkretne perfumy przypasowują się do konkretnego etapu mojego życia i przypominają mi różne zdarzenia. Zmiana perfum jest więc dla mnie jak wyrastanie z jednego zapachu i przechodzenie do następnego.

Jeszcze jedna ciekawa rzecz, o której muszę wspomnieć to sposób pakowania produktów tej brytyjskiej firmy. Ekspedientka, która zajmowała się przygotowaniem dla mnie zakupionych perfum na stoisku Jo Malone najpierw popsikała perfumami (oczywiście nie moimi) czarny papier, by wypełnić nim puste miejsce w papierowej torbie z logo firmy. Perfumy umieściła w ozdobnym, eleganckim pudełku, do którego dobrała jasną wstążkę właśnie w kolorze pudełka. Po perfekcyjnym zawiązaniu wstążki spakowała produkt do papierowej torby i ponownie użyła wstążki, by zawiązać torebkę. Nie sądziłam nawet, że w domu sprawi mi tyle frajdy rozwiązywanie wstążek, by dostać się do pachnącego wnętrza! 🙈 


Kolejne spełnione marzenie to Dior. Na mojej liście nie miałam konkretnego kosmetyku, jednak szybko zakochałam się w błyszczyku. Ten, na który się zdecydowałam to Dior Addict Lip Maximizer w kolorze 001, który zdecydowanie moich ust nie powiększa, ale skład przekonał mnie do zakupu. Nawilżenie przez wiązanie wody, poprawienie ukrwienia ust, substancja stymulująca syntezę kolagenu, delikatna świeżość przez mentol i zapach wanilii. Dobrze, że ma tyle drobnych zalet, o których można napisać, bo jestem na granicy stwierdzenia, że przepłaciłam. Ale co mi tam, ważne że marzenie spełnione! P.S. Błyszczyk jest bardzo fotogeniczny 😅💕 W tle moja cudowna łazienka 💕


W przeciwieństwie do błyszczyka, bronzer Diorskin Mineral Nude Bronze fotogeniczny nie jest i za wszelką cenę odbija moją twarz, rękę i aparat, zamiast pokazać piękne tłoczenia na opakowaniu. Jeżeli chodzi jednak o środek, to zapach... jest fenomenalny. Używanie go sprawia wiele przyjemności. Kolor, na który się zdecydowałam to 002 Soft Sunlight. Chociaż szukałam zastąpienia dla mojego bronzera od Marca Jacobsa, czyli jednego z pierwszych droższych kosmetyków, z którymi miałam do czynienia, zdecydowałam się na coś cieplejszego. Instamarc był dla mnie ideałem, jednak bardzo chłodnym i produktem typowo do konturowania. Dokładanie do tego konturowania różu i rozświetlacza na moją twarz było dla mnie wyzwaniem, jak połączyć to wszystko, by wyglądało naturalnie, ale jednak podkreśliło mi policzki w widoczny sposób. Gdy skończył mi się produkt od Marca Jacobsa, postanowiłam kupić coś bardziej uniwersalnego. Diorskin jest dosyć ciepły, ma różowe tony i rozświetlające drobinki, całkowite przeciwieństwo tego, co używałam wcześniej. Jednak podoba mi się na mojej twarzy i łatwiej mi się nim pracuje. Ma delikatniejszą strukturę i sprawia wrażenie wydajnego. Jest go o jeden gram więcej niż brązowego koloru w Instamarc (gdzie jest jeszcze jeden jasny kolor, którego używałam jako pudru), więc cenowo wypada drożej. Instamarc używałam około roku, zobaczymy jak będzie sprawdzał się Diorskin. Koniecznie sprawdźcie oba produkty przy następnych zakupach.





Pozostaje mi tylko wspomnieć o moich poprzednich perfumach, Illicit od Jimmy Choo, które mnie zachwyciły i są idealne dla fanek kwiatowych zapachów połączonych z cięższą słodką nutą. Nie są jednak przesłodzone, prowokuje w nich imbir i ambra, dodatkowo posiadająca właściwości utrwalające. Zapach idealnie nadaje się na wieczór, chociaż ja lubię używać tego typu zapachów na co dzień, jednak w chłodniejsze miesiące. Na lato jednak w żaden sposób nie pobudzają mnie cytrusy, a właśnie czysto kwiatowe, delikatne, ale intensywne perfumy. Perfumy od Jimmy Choo są bardzo intrygujące, a flakon, choć prosty, jest bardzo glamour. Aktualnie puste opakowanie cieszy moje oko i niezwykle efektownie prezentuje się na komodzie (czy wy też tak macie, że żal Wam wyrzucać puste, piękne flakony po perfumach? Chyba nigdy z tego nie wyrosnę 🙈 ale one pachną nawet po długim czasie!).

Na dziś to wszystko, dziękuję za poświęcony czas i życzę miłego dnia 💕
Copyright © 2016 MIMICZKA , Blogger